Ewa Kuryluk
Ewa Kuryluk
Obrysować cień
Muzeum Narodowe we Wroclawiu
środa, 23.03.2011 r., godz. 16.00
"Chciałam być i kamerą i kliszą fotograficzną. Wiele lat później to samo pragnienie powróciło we śnie, w którym rysowałam wzrokiem: na co patrzyłam, to utrwalało się w żrenicy i rzucało z niej cień. Południowy krajobraz przypominał trochę wyspę Stromboli, na której byłam kiedyś. Idąc krętymi uliczkami, pokrywałam biało tynkowane mury mijanych domów rysunkiem padającym z oczu. Ciągnął się kilometrami i przedstawiał to, czego dotknął mój wzrok. Pragnienie, by tak właśnie tworzyć, jest czasem tak silne, że siadam przed lustrem przykrytym przezroczystą folią i próbuję namalować na niej swoją twarz. Nic to nie daje: na folii, jak na papierze, krzepnie farba. Aby ją zdematerializować, wieszam folię pod światło albo tak, by farba rzuciła na ścianę cień. Można by, myślę, pokryć takim rysunkiem kilometry folii, a potem zawiesić ją wzdłuż muru. Nęci mnie ten pomysł, ale go nie wykonuję. Najchętniej zrobiłabym ściany nie z folii, ale z błony, albo zdjęła skórę z siebie i rozpięła w przestworzach."
Ewa Kuryluk, Podróż do granic sztuki, Warszawa 2005, s. 134
Obrysować cień
Muzeum Narodowe we Wroclawiu
środa, 23.03.2011 r., godz. 16.00
"Chciałam być i kamerą i kliszą fotograficzną. Wiele lat później to samo pragnienie powróciło we śnie, w którym rysowałam wzrokiem: na co patrzyłam, to utrwalało się w żrenicy i rzucało z niej cień. Południowy krajobraz przypominał trochę wyspę Stromboli, na której byłam kiedyś. Idąc krętymi uliczkami, pokrywałam biało tynkowane mury mijanych domów rysunkiem padającym z oczu. Ciągnął się kilometrami i przedstawiał to, czego dotknął mój wzrok. Pragnienie, by tak właśnie tworzyć, jest czasem tak silne, że siadam przed lustrem przykrytym przezroczystą folią i próbuję namalować na niej swoją twarz. Nic to nie daje: na folii, jak na papierze, krzepnie farba. Aby ją zdematerializować, wieszam folię pod światło albo tak, by farba rzuciła na ścianę cień. Można by, myślę, pokryć takim rysunkiem kilometry folii, a potem zawiesić ją wzdłuż muru. Nęci mnie ten pomysł, ale go nie wykonuję. Najchętniej zrobiłabym ściany nie z folii, ale z błony, albo zdjęła skórę z siebie i rozpięła w przestworzach."
Ewa Kuryluk, Podróż do granic sztuki, Warszawa 2005, s. 134